Półmaraton Gdańsk – podejście czwarte

Data: 04.10.2020
Miejsce: Gdańsk
Dystans: półmaraton

Odkąd w 2017 zacząłem startować w zawodach na dystansie 21,0975 km, co roku brałem udział w gdańskim półmaratonie. I z każdym rokiem widać było postęp, jaki udaje mi się wypracować. Dodatkowo do ubiegłorocznej edycji oficjalnie należy mój rekord osobisty na tym dystansie – 1:23:44.

W tym roku jest to dla mnie pierwszy i niestety jedyny start w półmaratonie, więc okazji do poprawy rekordu nie było. Treningowo byłem niedawno w stanie wyrównać swój rekord, ale równie dobrze GPS w zegarku mógł mi spłatać figla i w ogóle jakiegokolwiek zauważalnego postępu w moim bieganiu przez ostatni rok nie było.

Tym bardziej cieszyła ogłoszona ledwie miesiąc temu 7 edycja gdańskiego półmaratonu, z limitem 750 uczestników rozłożonych na 3 niezależnie startujące grupy. Kiedy na horyzoncie nie pojawia się zbyt wiele biegów masowych, każda namiastka normalnej imprezy przyjmowana jest z entuzjazmem.

Organizacja

Przygotowanie gdańskich półmaratonów co roku wyglądała nieźle, więc nie martwiłem się o organizację mimo dodatkowych zasad sanitarnych wymuszonych przez pandemię. Rok temu małą wpadką były wyblakłe nadruki na okolicznościowych koszulkach dodawanych do pakietów startowych, w tym roku obyło się bez poważniejszych wtop (może przez brak koszulek w pakiecie startowym 😉 ). Zastrzeżenia mam jedynie do oficjalnej strony biegu, która przestała być aktualizowana – informacje przekazywane były startującym jedynie mailowo i poprzez media społecznościowe. Przykro też patrzyło się na to, jakie ilości ledwie napoczętych plastikowych butelek z wodą zostało wyrzuconych na punktach żywieniowych, ale jak rozumiem reżim sanitarny zabrania nalania jej do kubeczków i zadbania o ekologię.

Do zalet biegu za to pod tym względem na pewno zaliczyć można materiałowe torby z pakietem startowym oraz papierowe torebki na mecie, zawierające pakiet regeneracyjny oraz medal. Jeśli chodzi o zawartość pakietów, to na plus zaliczyłbym brak ulotek od sponsorów, dostaliśmy same konkrety – żele antybakteryjne, banana, batona energetycznego, żelki, kisielki w proszku, wodę w butelce.

Proces odbioru pakietów startowych również wyglądał bardzo dobrze, podobnie jak organizacja miasteczka biegowego zlokalizowanego przy Europejskim Centrum Solidarności i Pomniku Trzech Krzyży. Zawodnicy z reguły przestrzegali obowiązku zasłaniania ust i nosa do momentu rozpoczęcia biegu, o czym wielokrotnie przypominały komunikaty organizatora.

Przy całej tej wzorowej organizacji zabrakło trochę podziału na strefy startowe, przez co najszybsi zawodnicy z tej samej grupy mogli w ogóle nie spotkać się na trasie i biec samotnie, bez bezpośredniej rywalizacji.

Przebieg biegu

Start odbywał się w historycznej bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej, gdzie zawodnicy ustawiani byli w “bloki startowe” po 4 osoby i ruszali falami co kilka sekund. Ustawiłem się w przedniej części mojej około 250-osobowej grupy, by po kilku chwilach ruszyć do walki o nowy rekord. Los chciał, że trafiłem do grupy drugiej – tej startującej o 11:45, praktycznie w momencie, gdy zaczęło padać i zerwał się mocniejszy wiatr, przez co początkowo pogodny ranek zmienił się w jesień pełną gębą 😉

Zmieniona została trasa, do której przyzwyczaił nas już półmaraton w Gdańsku. Tym razem, zamiast obiegać pół miasta, zawodnicy okrążali Europejskie Centrum Solidarności i biegli dalej ulicą Jana z Kolna oraz Marynarki Polskiej w kierunku stadionu Energa, przy którym zawracali w stronę ECS i powtarzali drugi raz tę samą 10,5-kilometrową pętlę. Z powodu obostrzeń zabrakło również kibiców na trasie, doping można było poczuć dopiero na ostatnich metrach przed ECS.

Klasycznie już rozpocząłem dość szybko, żeby wypracować sobie dobre miejsce w stawce i móc biec dalej równo z osobami na podobnym poziomie kondycyjnym. Padający deszcz na początku przyjemnie chłodził, jednak po 7-8 kilometrach dołączył do niego silny wiatr w twarz, co już za bardzo wyziębiało pracujące mięśnie i spowodowało zauważalny spadek tempa biegu (3:50 pierwsza piątka, 4:00 kolejna).

Pierwsza pętla minęła szybko, na półmetku miałem czas ok. 41:40, czyli zgodny z założeniami. Teraz ponownie czekał na mnie “szybszy” fragment trasy, na którym chciałem nieco nadrobić, by ostatnie kilometry półmaratonu zwieńczone podbiegami z wiatrem wiejącym w twarz i finiszem po śliskim i nierównym bruku przed bramą stoczni nie okazały się ponad moje siły.

Kondycyjnie czułem się wtedy bardzo dobrze i nie obawiałem się zbytnio o brak sił w końcówce, więc i ten fragment przebiegł po mojej myśli. Nie straciłem nawet dużo czasu na ostatnim nawrocie (po ok. 17 km), kiedy śliski asfalt mógł doprowadzić do kraksy. Na szczęście skończyłem tylko z lekkim otarciem, które nie przeszkadzało w dalszym biegu.

W końcówce starałem się jeszcze przyspieszyć, ale o ile sił nie brakowało, tak mięśnie już nie zgadzały się na bardziej intensywną pracę w takich warunkach. Finisz po mokrym bruku również nie pozwalał bezpiecznie na pełne rozwinięcie skrzydeł, więc ostatecznie utrzymałem wcześniej wypracowaną pozycję, pokonując drugą połowę trasy odrobinę wolniej. Wbiegający tuż przede mną i tuż po mnie zawodnicy również odczuli trudy tego biegu i zabrakło rywalizacji na ostatnich metrach.

Na metę wbiegłem z czasem 1:23:23 jako 3 osoba ze swojej grupy, co finalnie przyniosło mi 22 miejsce w open i 4 w kategorii wiekowej!

Tym samym ubiegłoroczny rekord został poprawiony o 21 sekund. Na początku odczuwałem trochę niedosyt, bo teoretycznie przygotowany byłem na łamanie 1:23:00, ale niestety warunków pogodowych i trasy się nie wybiera (a zbyt śliskie buty już tak 😉 ). Tym większa będzie motywacja do poprawy wyniku za kilka miesięcy. Ze startu jestem zadowolony i jednocześnie wiem, że stać mnie na więcej.

Lekko nie było, ale też jest nad czym pracować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *