Sierpniowe niebieganie

Kończy się sierpień, który u mnie w tym roku stał pod znakiem powrotu do sprawności po lipcowym skręceniu stawu skokowego. W ramach dochodzenia do siebie postanowiłem zrezygnować z usztywniania nogi, jednocześnie stawiając na naturalny ruch i stopniowo rosnące obciążenie.

Ćwiczenia stabilizacyjne

Gdy opuchlizna zaczynała schodzić zacząłem spacerować i uprawiać ćwiczenia stabilizujące. Wyglądają one tak, że stojąc na “uszkodzonej” nodze wychylamy gwałtownie środek ciężkości i balansujemy, by wrócić do stanu początkowego. Z czasem dochodzą utrudnienia w postaci bardziej niestabilnego podłoża czy większej dynamiki ruchów. Ma to na celu wymuszenie pewnej pracy mięśni w celu utrzymania równowagi oraz w konsekwencji poprawę czucia głębokiego (propriocepcji), czyli możliwości określenia położenia ciała w przestrzeni.

Kilkunastodniowa, przymusowa przerwa od regularnych aktywności nie była łatwa, a piękna pogoda tylko utrudniała cały proces. Na szczęście z czasem ćwiczenia stabilizujące stawały się coraz prostsze, co zwiastowało poprawę stanu stawu. Mogłem też już wrócić na rower stopniowo zwiększając pokonywany dystans i pozwalając kostce na przystosowanie się do rosnącego obciążenia. W drugiej połowie miesiąca doszły jeszcze wędrówki po Górach Izerskich i Karkonoszach, które nie sprawiały w zasadzie problemów.

Powrót do biegania

Z trudem przychodziło wyłącznie bieganie z powodu zmniejszonego zakresu ruchu w kostce i rosnącego z czasem bólu. Pierwsze przebieżki to była droga przez mękę, ale z każdym kolejnym wyjściem widziałem już wyraźną poprawę, mogłem zwiększać dystans i tempo w pewnym stopniu. Dopiero 30 sierpnia na bieżni w Karpaczu pokusiłem się o bardziej intensywny trening, który w końcu zwiastował powrót do normalności 😉

Przez ostatnie 6 tygodni kondycyjnie na pewno nieco ucierpiałem, ale ogólnie nie wygląda to źle. Ciało pamięta swój wcześniejszy poziom wytrenowania, a zakres ruchu i gibkość powoli wracają. Tymczasowa zmiana biegania na rower i utrzymanie regularnej aktywności treningowej w zmienionej formie i przy rosnącym obciążeniu były dobrą decyzją. W jej słuszności dodatkowo utwierdziła mnie niedawna wizyta u fizjoterapeuty, który poza rozmasowaniem powięzi stawu skokowego nie miał wiele do roboty. Obyło się zatem bez żmudnej rehabilitacji, która mogłaby być konieczna po zdjęciu ortezy czy gipsu, gdyby obrażenia były poważniejsze.

Teraz już z rosnącą ekscytacją wyglądam wrześniowych startów. Przed nami m.in. Bieg Westerplatte, gdzie po raz pierwszy od 1.5 roku będę mógł sprawdzić się na dystansie 10 km. Mam tylko nadzieję, że do dnia imprezy uda mi się na dobre rozruszać, a wiele na to wskazuje. Oby już obyło się bez niespodzianek 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *