Półmaraton Górski Długa Góra

Data: 21.11.2021
Miejsce: Pustki Cisowskie, Gdynia
Dystans: ok. 21 km

Po ostatnich kilku startach na krótszych dystansach znowu przyszedł czas na dłuższe crossy po okolicznych lasach. Sezon zimowy rozpocząłem trailem w Gdyni, gdzie miałem już okazję pobiegać przy okazji Grand Prix w Biegach Górskich. Bardzo dobrze wspominam ten cykl startów i żałuję, że z powodu kolidujących terminów nie udało mi się wystartować w tegorocznej edycji. Okazja do nadrobienia na szczęście nadarzyła się 21 listopada.

Długa Góra to wysokie na ponad 130 m n.p.m. wzniesienie znajdujące się na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Rozgrywany po raz 3 na jej zboczach górski półmaraton przyciągnął ponad 300 uczestników, którzy mimo intensywnych opadów deszczu gotowi byli zmierzyć się z wymagającą trasą poprowadzoną wzgórzami TPK. Suma zbiegów i podbiegów na 21-kilometrowej trasie miała wynosić ok. 650 metrów, a dodatkowego smaczku na trasie dodawały drzewa powalone przez wichury w dniach poprzedzających wydarzenie.

Organizacja

Wysoka frekwencja przełożyła się na dobrą atmosferę wokół wydarzenia oraz zaciętą rywalizację na trasie. Widać było, że mimo zacinającego deszczu humory dopisywały i wielu biegaczy mogło spotkać się ze starymi znajomymi. Dla mnie również była to okazja do sprawdzenia się na tle znajomych biegaczy 😉

Organizator rozstawił miasteczko w kilku namiotach, gdzie mieściło się biuro zawodów i depozyt, zabrakło jednak jakiejś szatni dla zawodników.

Sam odbiór pakietów przebiegał sprawnie, obsługa zawodów zapewniła również trytki do mocowania chipa przy bucie.

Kiedy byłem w końcu gotowy do biegu zacząłem się intensywnie rozgrzewać, żeby nie zmarznąć w cienkiej bluzie.

Potruchtałem końcówką trasy próbując złapać sygnał GPS w zegarku, bezskutecznie. Niestety jest to już drugi start w ciągu kilku miesięcy (wcześniejszy to Sopockie Lato), kiedy Garmin płata mi takiego figla… Ale może to nic, jeszcze złapie sygnał w trakcie biegu. A jak nie, to będę się co 5 km sugerował tabliczkami wyznaczającymi pokonany dystans. Pamiętałem też, że w okolicy 7,5 km i na 15 km rozstawione zostały bufety, więc również będą stanowić punkty orientacyjne 😉 Dobrą wiadomością było natomiast to, że przestało padać i może pogoda oszczędzi nam chociaż części błota na trasie.

Na start!

Przy biegach po asfalcie jestem w stanie ze sporą dokładnością oszacować prognozowany rezultat znając swoją formę, jednak traile zawszę są dla mnie problemem pod tym względem. Mój pierwotny plan na bieg zakładał pokonanie trasy w granicach 1h 45m, jeśli w ogóle wystarczy sił. Wliczyłem już w to wolniejsze podejścia przy najbardziej stromych zboczach, które planowałem nadrobić po płaskim i przy zbiegach.

Ustawiłem się kilka metrów za linią startu robiąc miejsce dla najszybszych w oczekiwaniu na sygnał do biegu. Po kilku minutach w końcu ruszyliśmy długim, łagodnym podbiegiem. Utrzymywałem spokojnie tempo w granicach ~4:40 wyprzedzając kilka osób i śledząc czoło stawki. Na późniejszych zbiegach starałem się uważać na błoto i powalone drzewo, więc nie rozpędzałem się zbytnio. Mogłem za to nadrobić na płaskich fragmentach biegnąc tempem poniżej 4:00 i wskakując na coraz wyższe pozycje.

Fot. Julia Kurgan

Tabliczkę wyznaczającą 5 km minąłem w nieco ponad 22 minuty od startu, więc średnie tempo było dużo lepsze od planowanego. Sił miałem sporo i wyglądało to nieźle – miałem za sobą jeden z trudniejszych fragmentów, przechodzący przez najwyższy punkt trasy. Od tego czasu najszybsi rywale zaczęli znikać całkiem z pola widzenia i mogłem jedynie oszacować, że zajmuję 10-12 pozycję. Niewiele się to też zmieniało w czasie, bo nawet gdy kogoś wyprzedziłem po płaskim, to atakował mnie na podbiegu i sytuacja wracała do wcześniejszego stanu.

Pierwszy bufet minąłem na pełnej prędkości tylko zerknąwszy, co oferuje. Jestem przyzwyczajony do szybszego biegania bez uzupełniania płynów, ale gdybym wtedy przeczuwał kryzys, to miałbym tam do dyspozycji wodę, izotoniki i chyba banany. Na bogato, ale miałem też swój żel, który szybko wciągnąłem. Czułem się nadal bardzo dobrze i mogłem utrzymać tę intensywność.

Na półmetku

W połowie dystansu zegarek pokazał ok. 46 minut, więc o ile nie złapią mnie jakieś skurcze tuż przed metą, to będzie co świętować. Każdy z zawodników miał nieco inny plan na ten bieg i niektórzy na pewno dopiero w końcówce odpalą fajerwerki. Wtedy też jeden z przeciwników trzymających się z tyłu postanowił mnie wyprzedzić, ale obaj też minęliśmy kilku biegaczy, którzy dość mocno opadli z sił. Kalkulowałem, że muszę zajmować coś koło 10 pozycji, więc trzeba nadal robić swoje.

Fot. Julia Kurgan

Nie obyło się jednak bez małej wpadki na ~13 km, kiedy musiałem pokonać kolejne powalone drzewo. Na szczęście skończyło się na poślizgnięciu i chwilowej utracie równowagi, bez spektakularnego upadku. Na całej akcji straciłem może 2-3 sekundy, które mogłem nadrobić, ponieważ później przez jakiś czas trasa była zdecydowanie mniej wymagająca. Pozwalała nawet się nieco nacieszyć widokami rozciągającymi się ze wzgórz, które pokonywaliśmy.

Minąłem drugi bufet łapiąc na nim tylko łyka wody i w końcu rozpoczął się kolejny dłuższy podbieg, tym razem pod Długą Górę. Nie wydawał się taki straszny i ostatecznie udało się go sprawnie pokonać najpierw szutrową drogą, później równą ścieżką. Od 19-20 km rozpoczął się ostatni, bardzo ostry i długi podbieg, przy którym zacząłem już jednak odczuwać trudy zawodów.

Przez niepokojące objawy zbliżających się skurczy musiałem nieco odpuścić i zwolnić do szybkiego marszu przy najbardziej stromych fragmentach. Z kryzysem musiał zmagać się również zawodnik, który dyszał mi od kilku minut w kark. Nie chciałem też rzutem na taśmę stracić pozycji, dlatego zacisnąłem zęby i walczyłem dalej. Na końcówce tego podbiegu pomógł też doping, którego brakowało przez lwią część trasy. Później już miałem wypracowane kilkanaście metrów przewagi nad przeciwnikiem, a meta była coraz bliżej. Przed sobą nie widziałem nikogo z rywali, ale i tak utrzymywałem szybkie tempo w końcówce siłą rozpędu.

Fot. Julia Kurgan

Meta i dekoracja

Zbieg i ostatnia prosta tuż przed metą dawały mi już dużo wiary w to, że utrzymam wypracowane miejsce i zakończę bieg z dobrym czasem. Ostatecznie uplasowałem się na 10 pozycji z wynikiem 1:31:18, a jak się po dłużej chwili okazało wynik dawał mi też 3 miejsce w kategorii wiekowej.

Fot. Julia Kurgan

O ile pakiet startowy nie zawierał żadnych gratisów, to już na mecie niczego nie zabrakło, może jedynie jakiejś zupy. Była natomiast woda, energetyki i ciepła herbata, a pierwszy głód dało się zaspokoić zestawem drożdżówka + banan. Znalazły się też inne gratisy od sponsorów, a pośród nagród otrzymałem m.in. książkę Piotra Suchenii “Rozgrzewając Chłod”. Lektura idealna do dalszej motywacji przy trudnych startach, jak znalazł na zimowe wieczory 😉

Zawody ostatecznie oceniam bardzo pozytywnie, dla bardziej zaprawionych biegaczy Długa Góra powinna być ciekawym wyzwaniem. Natomiast każdemu chętnemu na rozpoczęcie przygody z biegami trailowymi polecam Grand Prix w biegach górskich (najkrótszy dystans to tylko 5.5 km). Dla mnie był to jeden z cięższych startów w tym roku, dlatego rezultat daje jeszcze większą satysfakcję. 🙂

2 komentarze do wpisu “Półmaraton Górski Długa Góra

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *