Abbott Night Run

Data: 05.08.2022
Miejsce: Gdynia
Dystans: ~5 km

Abbott Night Run to nocny, pięciokilometrowy bieg towarzyszący rozgrywanym w Gdyni zawodom triathlonowym z cyklu IronMan. Trasa nocnego biegu i najkrótszego dystansu triathlonu pokrywały się w dużej części ze sobą, wraz z metą zlokalizowaną na Plaży Miejskiej. To dopiero pierwsza edycja imprezy, która ma szansę na stałe zagościć w kalendarzach biegaczy. Bieg w założeniach miała też zwrócić uwagę na problem z dostępem do prądu i bezpiecznego taniego źródła światła.

Po pandemii w Trójmieście odbywa się dużo mniej zawodów, dlatego wydawałoby się, że każda okazja na start jest dobra. W przypadku tego biegu nie jest to jednak takie proste za sprawą organizatora. Zła reputacja po Mistrzostwach Świata w półmaratonie 2020 ciągnie się za organizatorami tych pechowych zawodów jak smród za wojskiem. Czego jednak można było się spodziewać, kiedy zamiast Wydarzenia na międzynarodową skalę dostaliśmy za niemałe pieniądze jedynie bieg wirtualny z całą masą dodatkowych problemów. Mimo upływu czasu wiele osób nadal sceptycznie podchodzi do kolejnych eventów organizowanych przez S.E. Przez to m.in. w Abbott Night Run daleko było do osiągnięcia pierwotnie zakładanego w regulaminie limitu 1500 uczestników. Ostatecznie na imprezę zapisało się 520 osób, a na starcie stanęło jedynie 419 zawodników (być może niektórym nie udało się odebrać pakietu, o czym za moment). Sam też zastanawiałem się nad tym startem, ale postanowiłem dać S.E. szansę na rehabilitację.

Zapisując się na imprezę nie byłem też w ogóle pewien swojej formy, bo tuż po ostatnich zawodach dopadł mnie covid. Choroby nie przechodziłem jakoś szczególnie źle, ale nawet po ustąpieniu wszystkich innych objawów męczył mnie jeszcze 3 tygodnie kaszel i duszności. W takich warunkach ciężko jest biegać, dlatego nie miałem większych oczekiwań wobec nadchodzącego biegu. Dopiero kilka ostatnich treningów dawało jakieś nadzieje na powrót formy.

Organizacja

Zapisy przebiegły bezproblemowo, w ekspresowym tempie dostałem też fakturę za wpisowe na bieg. Nieco kulała niestety komunikacja z organizatorem, pytania pojawiające się na funpage’u i wydarzeniu biegu pozostawały bez odpowiedzi. Pierwsze poważniejsze problemy pojawiły się jednak przy odbiorze pakietów; jeśli ktoś planował odebrać swój wieczorem przed startem, to sporo ryzykował. Z konieczności wybrałem się zatem do centrum Gdyni ze sporym wyprzedzeniem ze względu na godziny funkcjonowania biura zawodów.

Miasteczko zawodów zlokalizowano w gdyńskiej Marinie, jednak mimo jego skali hulał tam wiatr. Poza biurem pozostałe namioty były pozamykane, prawie wszyscy wystawcy nastawieni byli wyłącznie na rozpoczynający się nazajutrz triathlon. Z tego względu miałem mnóstwo czasu na rozgrzewkę i spacer bulwarem przy zacinającym co jakiś czas, przelotnym deszczu 🙈

Na godzinę przed startem organizator zamknął już bramy miasteczka zawodów i nie wpuszczał spóźnialskich. Dodatkowo osobny problem dotknął biegaczki, dla których nie starczyło damskich koszulek… oby tylko nie powtórzyła się ta sama farsa z medalami 😉

Dochodziła już 22:00, gdy oddałem plecak do depozytu i po rozciągniętej rozgrzewce w końcu ustawiłem się przed linią startu. Deszcz na szczęście znowu słabł, a warunki poprawiały się z minuty na minutę.

Nocne bieganie po Gdyni

Po końcowym odliczaniu ruszyliśmy zwartą grupą ze Skweru Kościuszki w kierunku morza. Jeszcze przed nawrotem 300 metrów dalej zajmowałem 5-6 miejsce. Na tym fragmencie śliski bruk był najbardziej niepewny, na szczęście nikt z czołówki nie stracił tu przyczepności. Dalej było już lepiej, a asfalt pozwalał rozwinąć dobrą prędkość, pierwszy kilometr przekroczyłem w czasie 3:31 wskakując w międzyczasie na 3 miejsce.

Fot. ironmangdynia.pl

Kolejny fragment stanowił długi i łagodny podbieg Świętojańską. Przeciwnik z drugiej pozycji powoli budował coraz większą przewagę, a ja przez cały czas czułem na plecach oddech kolejnego rywala. Nikt nie odpuszczał mimo wysokiego tempa, a odkąd przestało padać warunki mieliśmy bardzo przyjemne.

Rozpędziłem się trochę bardziej przy zbiegu na bulwar, jednak nadal nie mogłem być pewny pozycji. Na ostatnim kilometrze przeciwnik również postanowił przyspieszyć i wyprzedzić. Trudno mi było nawiązać dłuższą walkę – zabrakło szybkości, którą mogłyby dać kilka intensywnych sesji treningowych przed startem.

Multimedialna meta biegu była coraz bliżej i napędzała na ostatnich metrach dzięki zagrzewającej do walki muzyce i kibicach na trybunach. Pewnie tylko dzięki niej utrzymałem jeszcze resztkami sił tempo na samą końcówkę. Liczyłem chociaż na dobry czas i nowy rekord na 5 km… ale najwyraźniej trasa była jednak minimalnie krótsza 🙈 Nikt tu nie obiecywał atestu PZLA, ale mimo wszystko szkoda, bo zabrakło tylko ok. 100-150m. Ostatecznie uzyskałem zatem wynik 00:17:11 i 4. miejsce open.

Myśląc o tym na gorąco tuż po biegu odczuwałem pewien niedosyt, ale po prostu przeciwnicy byli lepsi i zasłużenie zajęli miejsca na podium. Pisząc posta mogę już na spokojnie stwierdzić, że ze swojej kondycji i uzyskanego czasu jestem zadowolony. Ważne, że po covidzie nie ma już śladu, dlatego teraz wracam do przygotowań do jubileuszowego Biegu Westerplatte, gdzie widzimy się już za miesiąc 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *