60. Bieg Westerplatte

Data: 18.09.2022
Miejsce: Gdańsk
Dystans: 10 km

Wrzesień w moim biegowym kalendarzu to już klasycznie start w Biegu Westerplatte. Do imprezy podchodzę z pewnym sentymentem, o czym wspominałem już zresztą podczas relacji z ubiegłorocznej edycji. Długo wyczekiwałem tego startu, ponieważ ostatnio jakoś rzadko podchodzę do zawodów na dystansie 10 km, a tak w zasadzie po ubiegłorocznej edycji ani razu nie miałem okazji poprawić uzyskanego wówczas wyniku 0:37:56.

Dodatkowo, tym razem musiałem też sprawdzić się jako trener! 😉 W ostatnich tygodniach poza szlifowaniem formy zajmowałem się również rozpisywaniem treningów Agi, która miała zadebiutować na dystansie 10 km.

Warunki tego dnia wyglądały naprawdę nieźle – jakieś 13 stopni, lekki wietrzyk i delikatne słońce zapowiadały szybkie bieganie i wiele rekordów osobistych. Sam byłem przekonany, że jestem w lepszej dyspozycji, niż przed rokiem. Liczyłem nie tylko na poprawę ówczesnego wyniku, ale i na złamanie 37 minut.

Organizacja

Start atestowanej trasy ponownie ustalono na Półwyspie Westerplatte, by dalej poprowadzić biegaczy w kierunku Śródmieścia. Następnie mieliśmy przebiec przez Ołowiankę, przy Muzeum II Wojny Światowej i przed Europejskie Centrum Solidarności, gdzie znajdowała się meta. Tam też, zlokalizowano miasteczko biegowe.

Nasze pakiety odebrałem jeszcze w sobotę, by nazajutrz po przyjeździe nie tracić dodatkowo czasu. Mimo okrągłej, 60. edycji biegu, w pakiecie nie znalazły się żadne dodatkowe gadżety. Samo miasteczko biegowe prezentowało się podobnie, jak rok wcześniej, czyli raczej skromnie.

W niedzielę, od razu po przyjeździe pod ECS, udaliśmy się do jednego z podstawionych autobusów, który miał nas zawieźć start. W końcu, po drobnej awarii i problematycznej przeprawie przez tunel pod Martwą Wisłą, udało się dotrzeć na Westerplatte. Tam zostawiliśmy swoje rzeczy w innym autobusie pełniącym rolę depozytu i zaczęliśmy rozgrzewkę.

Do startu została jeszcze ponad godzina, ale czas leciał szybko. Co chwilę spotykałem znajomych biegaczy, którzy nie odpuszczali udziału w trójmiejskim klasyku. Frekwencja w tym roku dopisała, choć do średniej przedpandemicznej nadal brakowało jeszcze ok. 1000 osób.

Po wstępnym roztruchtaniu z kilkoma szybszymi przebieżkami ustawiłem się wreszcie przed linią startu we frontowej części strefy 36′-40′. Po godzinie 10:00 odegrany został jeszcze hymn, a już w chwilę później ponad 2500 biegaczy znalazło się na trasie.

Fot. Gdański Ośrodek Sportu

Początek pod kontrolą

Pierwsze 2-3 strefy ruszyły jednocześnie. Standardowo, na początku trzeba było wyprzedzić wolniejszych biegaczy, którzy z jakiegoś powodu ustawili się z przodu stawki. Na szczęście trasa wiodła całą szerokością ulicy i była jakaś przestrzeń do wypracowania lepszej pozycji. Już po kilkuset metrach wyklarowały się dość wyraźne grupki szybszych zawodników, których celem było łamanie np. 35 czy 37 minut.

Zakładałem spokojniejszy początek i potem równe tempo do końca, jednak pierwszy kilometr pokonałem z tempem 3:35 min/km. Minimalnie za szybko, ale tego dnia nogi niosły same! 😉 Zająłem jednak miejsce w grupce na 37′ i tak pociągnąłem w niej jeszcze kilka minut.

Po minięciu ronda na początku 4. kilometra czekał nas pierwszy delikatny podbieg. Wysunąłem się jeszcze przed nim na czoło grupki i utrzymałem tempo, podczas gdy pozostali delikatnie zwolnili. Odskoczyłem przez to na kilka metrów do przodu rozpędzając się dodatkowo na zbiegu i utrzymując delikatną przewagę. Pozostałych widziałem już tylko kątem oka na zakrętach.

Przy zbiegu wyprzedziłem też pana Edmunda, weterana okolicznych imprez, który mimo podeszłego wieku i poruszaniu się o kulach zmierzył się w dystansem 10 km. Nieco dalej, na półmetku trasy, zlokalizowano punkt z wodą. Dotarłem do niego w czasie 18:10, co jeszcze 3 lata temu byłoby moim rekordem na 5 km 😉

Szybka końcówka

Nadal czułem się mocny, dotąd nie opadałem z sił, a biegło się bardzo przyjemnie. Pamiętałem jednak, że rok wcześniej najgorszy moment przyszedł na 9. kilometrze. Tym razem jednak warunki były o niebo lepsze, a u mnie wszystko przebiegało zgodnie z planem. Sporadycznie udawało mi się też kogoś czasami wyprzedzić, a przy podbiegu pod Most Siennicki ponownie odskoczyłem grupce zawodników celujących w 37′.

Kolejny fragment trasy wiódł po nierównym bruku, przez co wymagał nieco większej uwagi lub zajęcia skraju chodnika. Na szczęście średnie tempo na tym odcinku spadło tylko nieznacznie; wzmagał się za to doping kibiców, którzy coraz liczniej rozstawieni byli wzdłuż trasy. Po 8 km dotarłem na Ołowiankę, gdzie do kibicowania dołączyła również orkiestra z Filharmonii 😉

Fot. Gdański Ośrodek Sportu

Mijałem kolejne atrakcje Głównego Miasta i liczniejsze grupki kibiców, a coraz bardziej słyszalny głos spikera zwiastował zbliżający się koniec trasy. Minąłem ostatni zakręt i w końcu przed oczami zamajaczyła mi też meta. Docisnąłem jeszcze gaz na ostatnie 300 metrów urywając jeszcze na pełnej prędkości pojedyncze sekundy od i tak fantastycznego, finalnego wyniku 0:36:20! 😱 Przy okazji uplasowałem się na 30. miejscu w kategorii open oraz 8. w M30.

Meta

Jako że liczyłem na wynik w okolicach 37 minut, to jestem bardzo pozytywnie zaskoczony i zarazem zadowolony z poprawy wcześniejszego rekordu o ponad 1,5 minuty 🙂

Po zakończeniu biegu odebrałem medal i depozyt, potruchtałem jeszcze chwilę i poczekałem na Agę. Zgodnie z planem miała dobiec dopiero najwcześniej za kilkanaście kolejnych minut, jeśli na trasie nie pojawią się jakieś problemy. Na szczęście również i jej dyspozycja oraz warunki sprzyjały, dzięki czemu ukończyła bieg, nawet z czasem kilka minut lepszym, niż zakładany 🙂

1 komentarz do wpisu “60. Bieg Westerplatte

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *