[#85] Ultra Way – Słoneczne Popołudnie

Data: 29.06.2024
Miejsce: TPK Gdynia
Dystans: ~27 km

Na gdyński stadion rugby, gdzie miał miejsce start tegorocznej, letniej edycji biegu Ultra Way, miałem nieco ponad kilometr. Rozgrzewkę rozpocząłem już wychodząc z bloku. Ze względu na panujący upał, palące słońce i niską wilgotność zapowiadały się ciężkie zawody. Planowałem zatem trzymać się swojego komfortowego tempa na dłuższe wybiegania i nie przeszarżować na żadnym podbiegu. Nie liczyłem na zajęcie wysokiego miejsca, słabszy sen i nękające mnie ostatnio problemy żołądkowe studziły moje oczekiwania względem ścigania się podczas Ultra Way’a.

Słoneczne popołudnie

Wraz z wybiciem 12:00 ruszyliśmy z murawy stadionu dość spokojnym tempem w granicach 5:00 min/km, co początkowo nieco mnie zaskoczyło. Na prowadzenie chwilowo wyszła Kasia Krupicka nadając tempo na pierwszych kilkudziesięciu metrach biegu, ja trzymałem się w ścisłej czołówce. Gdy dotarliśmy do granicy lasu zajmowałem 3. lokatę, jednak wszystko mogło się szybko zmienić. Biegliśmy zwartą grupą w kierunku schroniska „Ciapkowo”, później przy zbiegu do ulicy Małokackiej lekko się rozproszyliśmy.

fot. Mała Gośka Photography

Mijając schronisko wskoczyłem na 2. miejsce pozostając tylko krok za rywalem prowadzącym wyścig. Dalej czekał nas jeden z bardziej wymagających fragmentów trasy – wzgórza na południe od Witomina obfitujące w częste zbiegi i podbiegi. Dość szybko wypracowaliśmy na tyle dużą przewagę, że straciliśmy kontakt wzrokowy z resztą stawki.

Z czasem rywal na mocniejszych podbiegach zaczął przechodzić do marszu, ja natomiast czując się pewnie w tej okolicy i znając jej topografię postanowiłem go wyprzedzić na 3. kilometrze. Dość szybko okazało się, że zdobywam znaczną przewagę i w końcu byłem zdany tylko na siebie i swoją dyspozycję. W większej mierze ryzykowałem też ewentualne zabłądzenie, bo niestety trasy momentami nie oznaczono najlepiej. Na szczęście przed zawodami analizowałem jej przebieg i mniej więcej pamiętałem którymi ścieżkami mieliśmy biec.

Kolejne kilometry były równie intensywne jak cały początek, a ja starałem się nadal biec bardziej na samopoczucie, niż śledzić tempo. Szybko wypiłem połowę wody z softflaska, który miałem ze sobą. Miałem ciągle z tyłu głowy, że przez upał lub nawrót problemów żołądkowych mogę nagle zakończyć rywalizację, jednak póki co wszystko miałem pod kontrolą.

Po ok. 7 kilometrach trasa się nieco wypłaszczyła, a ja wciągnąłem pierwszy żel. Miałem przed sobą kilka luźniejszych minut, by uspokoić puls. Postanowiłem też odtąd nieco zwolnić na podbiegach, by rozłożyć pozostałe siły na kolejne 20 kilometrów. Na głównych ścieżkach trafiali się pojedynczy kibice.

fot. Jacek Deneka UltraLovers

Przecieranie szlaku

Po przebiegnięciu tunelem pod trójmiejską obwodnicą trasa zboczyła w wąską ścieżkę prowadzącą do Chwarzna. Poprowadzona została żółtym szlakiem turystycznym, którego dotąd nie znałem na tym fragmencie. Wkrótce też w sercu lasu spotkałem sędziów zawodów, którzy sami pytali czy z oznaczeniami tras wszystko jest ok. Jak się później okazało, sporo osób pomyliło ścieżki na początkowych kilometrach przy Witominie 🙃

Po niecałych 13 kilometrach biegu dotarłem do punktu odżywczego zlokalizowanego na skraju Chwarzna. Nieco zaskoczyłem stacjonujących tam wolontariuszy swoim wczesnym przybyciem 😅 od ręki jednak zostałem „obsłużony”. Szybkie schłodzenie, uzupełnienie softflaska, garść orzeszków na drogę i można ruszać dalej. Na punkcie straciłem 1.5-2 minuty i nadal żaden rywal nie pojawił się na horyzoncie, a zakładam, że przy takich warunkach każdy skorzysta z punktu odżywczego.

Ruszyłem łączką w stronę ulicy Chwarznieńskiej, a po przekroczeniu jej dotarłem ponownie do granicy lasu. Minęła już ponad godzina biegu i zaczęło się lekko chmurzyć, co napawało dodatkowym optymizmem. Czułem się nadal całkiem dobrze, a spokojne tempo w granicach 5:00 min/km nie forsowało mnie.

W tej okolicy trafiłem też na nieco mniej znane mi ścieżki, na szczęście z oznaczeniami trasy nie było już większych problemów. Wkrótce wciągnąłem drugi żel i ponownie przekroczyłem obwodnicę zbliżając się do Witomina. Gdy ścieżka poprowadziła mnie w gąszcz przez głowę przeszło mi, że w tych rejonach spotykałem już dziki… ostatecznie nie trafiłem ani na dzika, ani żadnego człowieka 😄

Dopiero od około 20. kilometra trasa biegu poprowadziła mnie na szersze ścieżki, gdzie przy okazji pojawili się biegacze z innych dystansów. Te okolice znałem już dobrze i według moich wyliczeń zostało mi ostatnie 5 kilometrów do końca. Czułem już trudy biegu, jednak coraz bardziej wierzyłem w dowiezienie wywalczonej lokaty. Wciągnąłem ostatni żel i ruszyłem w kierunku mety.

fot. Jacek Deneka UltraLovers

Kryzys w końcówce

Utrzymywałem stałe tempo mijając innych zawodników, którzy w dużej mierze maszerowali. Większość miała już w nogach niecałe 50 kilometrów, niektórzy niemal 100. Sporadycznie przy trasie pojawiali się też kibice.

Od obwodnicy trasa ponownie poprowadzona została żółtym szlakiem turystycznym. Lubię biegać na tym fragmencie, ścieżki tu są nieco bardziej wymagające technicznie, jednak wiodą dość malowniczym obszarem lasu. Ze szlaku zbiegaliśmy tuż przy witomińskim cmentarzu po jednej z najbardziej stromych gór, jaka jest w tym rejonie. Organizatorzy zatem postarali się o niezapomniane wrażenia 😉

Dalej na trasie czekał nas przedostatni większy podbieg, za którym czekało już Witomino. Dokładnie w miejscu, gdzie kończyła się granica lasu poczułem pierwsze skurcze w łydkach. Nie było jednak czasu na rozciągnięcie zmęczonych mięśni, a nie chciałem przechodzić do marszu.

Przebiegłszy przez ulicę Kielecką wróciliśmy ponownie do lasu. Ostatni podbieg i zaraz potem długa droga w dół, aż do mety. Mimo spokojnego tempa biegło mi się coraz ciężej, łydki co jakiś czas dawały o sobie znać. Zbiegając leśnymi jarami w kierunku stadionu rugby liczyłem na to, że wypracowana dotąd przewaga pozwoli mi na utrzymanie pierwszej lokaty. Nie mogłem wtedy wiedzieć, że dobiegając na metę mam nadal 5-6 minut przewagi nad kolejnym zawodnikiem 😉

Ostatnie kilkaset metrów lasu i dobieg do stadionu pokonałem napędzany wyłącznie siłą woli. 750 metrów przewyższeń na dystansie 27 kilometrów wypompowało ze mnie cały zapas energii.

fot. AK-ska photo
Bieg ukończyłem z czasem 02:15:55 zajmując 1. miejsce open 🥇

Na mecie odebrałem medal i gratulacje od organizatorów, po czym ruszyłem po pakiet regeneracyjny. Red bull, ciepła zupa, piwo 0% i drożdżówka postawiły mnie na nogi. Jedząc pogawędziłem chwilę z innymi biegaczami narzekającymi na pogodę i oznaczenie trasy.

W oczekiwaniu na dekorację porozciągałem się nieco, miałem też okazję po raz pierwszy skorzystać z nogawic do presoterapii. Masaż pneumatyczny to ciekawe doświadczenie, jednak bardziej odpowiada mi terapia manualna 😉

fot. Tomasz Krywienko

1 komentarz do wpisu “[#85] Ultra Way – Słoneczne Popołudnie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *