[#89] Półmaraton Górski Długa Góra

Data: 17.11.2024
Miejsce: Gdynia, Pustki Cisowskie
Dystans: ~21 km

W ostatnim biegu tego sezonu brałem udział w półmaratonie na Długiej Górze. Zwykle jest to dla mnie jeden z najtrudniejszych startów i nie inaczej było tym razem. Liczyłem na to, że przy odrobinie szczęścia zajmę miejsce w pierwszej dziesiątce, z kolei najniższy stopień podium w kategorii wiekowej brałbym w ciemno.

Niestety, apetyt na dobry wynik studziły nieodpuszczające problemy z plecami, czy nawet z prawidłową regeneracją. Na domiar złego ostatnie dwie noce przed tymi wymagającymi zawodami tylko połowicznie przespałem, co nie zwiastowało sukcesu. Postanowiłem się jednak nie zrażać i pobiec na miarę swoich możliwości.

W ramach lekkiego przetarcia przed zawodami przebiegłem się na SKM, potem potruchtałem trochę już na miejscu startu po oddaniu plecaka do depozytu. Pogoda zapowiadała się różnie, nastawiony byłem na opady i silny wiatr. Ostatecznie obyło się bez deszczu i z temperaturą w okolicach 5-6°.

Start

Ruszyliśmy lekkim podbiegiem w głąb Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Z początku było trochę wyprzedzania, ale dosyć sprawnie każdy znalazł sobie miejsce w tłumie. Ja ulokowałem się na 7. pozycji z minimalną przewagą nad kolejnym zawodnikiem. Miałem wrażenie, że zacząłem minimalnie mocniej, niż zwykle, a chcąc dobrze rozłożyć siły musiałem biec nieco bardziej zachowawczo.

Po 4 kilometrach, na pierwszym wypłaszczeniu trasy, zorientowałem się, że mam luźne sznurowadło. Postanowiłem od razu się z nim uporać, co kosztowało mnie kilka sekund. Moja przewaga nad kolejnym zawodnikiem wystarczyła jednak, żebym nie stracił wypracowanej pozycji. Niestety, wzrosła moja strata do czołówki. Nadal było to jedyne kilkadziesiąt metrów, jednak z każdym kilometrem przestrzenie między nami zauważalnie rosły.

Fot. Joanna Płotka

5 km pokonałem w czasie ~22:20, prawie identycznie jak przed rokiem. Sytuacja wydawała się opanowana, biegło się całkiem przyjemnie, a wiatr w lesie nie przeszkadzał praktycznie w ogóle. Było mi jedynie nieco cieplej, niż się spodziewałem.

Dystanse między mną i poszczególnymi rywalami nadal rosły. Na ostatnim podbiegu przed punktem odżywczym wciągnąłem żel, który popiłem łykiem izotonika na punkcie. Dalej czekał nas mały labirynt po podmokłej łączce, gdzie straciłem z oczu szybszego przeciwnika. Czasowo porównując do startu przed rokiem, miałem ~10 sekund straty.

Za łączką trasa znów wiodła w leśne ostępy. Leżało tu na zbiegach mnóstwo liści, a nie chciałem ryzykować skręcenia kostki i nie leciałem na łeb na szyję, byleby nadrobić. Nie wiem, czy to przez asekuracyjny bieg, czy to, że rywal odbiegł poza zasięg wzroku, ale wyraźnie zwolniłem. Moje ostatnie problemy mogły też zacząć dawać mi się już we znaki, bo na kolejnym podbiegu zdecydowanie zacząłem odczuwać również obolałe plecy.

Wczesny kryzys

Przy tabliczce wskazującej na półmetek trasy miałem ~30 sekund straty do wyniku sprzed roku, po kolejnych 2 kilometrach strata wynosiła już minutę. Starałem się jeszcze utrzymać intensywność biegu, ale zaledwie w ciągu kilku chwil spadłem na 9. lokatę. Na podbiegu na 11. kilometrze pozwoliłem się wyprzedzić lepiej dysponowanym rywalom, a poza plecami zacząłem odczuwać też rosnące zmęczenie.

Opadałem z sił zdecydowanie zbyt wcześnie i zbyt gwałtownie, co mi się raczej nie zdarzało często. Co prawda na półmetku Długiej Góry zwykle czułem już trudy zawodów, ale tym razem było to wręcz zaskakujące. Zjadłem tabletkę z kofeiną, wkrótce później przyjąłem kolejny żel licząc na to, że w końcówce jeszcze dojdę do siebie.

Fot. AK-ska Photo

Zanim przezwyciężyłem kryzys mocniejsi biegacze mi uciekli, a doganiali kolejni rywale. Dotarłem do drugiego punktu odżywczego mając na plecach dwóch innych zawodników i stratę w granicach ~1.5 minuty do rezultatu sprzed roku. Złapałem łyk izotonika i ruszyłem długim podbiegiem w kierunku odległej mety. Wkrótce spadłem na 11. miejsce, jednak przeciwnicy również odczuwali już trudy biegu i utrzymywali nade mną niewielką przewagę. Czułem się już trochę lepiej i miałem nadzieję jeszcze powalczyć, ale wiedząc jak bardzo wymagająca końcówka mnie czeka, miarkowałem swoje możliwości.

Przed szczytem Długiej Góry na trasie znajdowało się jeszcze bardzo strome podejście, dalej ścieżka wiodła granią przez prawie kilometr. Trasa nie była tu w żaden sposób osłoniona drzewami, więc wiatr był dużo bardziej odczuwalny. Nadal przez jakiś czas widziałem rywala przede mną, jednak dystans między nami rósł. Kolejny zawodnik prawie siedział mi na plecach, ale tym razem nie dałem się już dogonić. Dodatkowo po zbiegnięciu z grzbietu ku cywilizacji nastąpiłem boleśnie na korzeń i myślałem już tylko o dobrnięciu do mety 🙃

Tym razem bez skurczy udało mi się jeszcze podbiec pod ostatnią górkę, za którą czekał długi zbieg w kierunku mety. Miałem jeszcze odrobinę sił, żeby przyspieszyć w końcówce, utrzymując obecną lokatę. W oddali za mną i daleko przede mną majaczyli inni biegacze, a moja strata do wyniku sprzed roku wyniosła 2 minuty. Ostatecznie nie starczyło mi też sił do odbicia straconej pozycji, przeciwnicy byli tym razem lepiej dysponowani.

Wynik na mecie to 1:34:37, 11. miejsce open oraz 5. w kategorii wiekowej 🏃🔥
Fot. Katarzyna Gałuszyńska

Na mecie odebrałem medal i wymieniłem się spostrzeżeniami z innymi biegaczami. Na każdego jak zwykle czekał też pakiet regeneracyjny. Przed dekoracją wiatr wzmógł się jeszcze bardziej i zaczęło padać, co definitywnie

Ostatecznie start zaliczam do niezbyt udanych. Miałem nadzieję na poprawę PB i atak na podium w kategorii wiekowej, a skończyło się gorzej, niż zwykle. Co prawda uzyskałem lokatę identyczną, jak przed rokiem, natomiast uzyskany czas był najsłabszym z ostatnich czterech lat.

Opadłem z sił dużo wcześniej, niż zwykle i pluję sobie w brodę, bo w tygodniach poprzedzających start czułem się nieźle przygotowany pod względem kondycyjnym. Powinienem utrzymać równe tempo na całej długości trasy, nie tylko na początku i ewentualnie w samej końcówce. Podium w kategorii wiekowej było w zasięgu, bo przy lepszej dyspozycji dnia mogłem skończyć zmagania na 7. czy nawet 9 pozycji.

Teraz czas na roztrenowanie i doprowadzenie organizmu do porządku. Oby do kolejnego startu fizjoterapeuci postawili mnie na nogi 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *