[#91] Ultra Way – Pół dzika – edycja zimowa

Data: 18.01.2025
Miejsce: Gdynia
Dystans: ~27 km

Powroty po kontuzji bywają trudne, o czym miałem się przekonać podczas pierwszego biegu w tym sezonie po gdyńskich lasach. W letniej edycji Ultra Waya na podobnym dystansie wygrałem, natomiast teraz bezproblemowe przebiegnięcie 27 kilometrów bez bólu byłoby już sukcesem.

Po grudniowej przerwie nie zdążyłem jeszcze wrócić do formy, w czym przeszkadzała mi przeciągająca się kontuzja pleców. Fizjoterapeutka zrobiła co mogła i dzięki jej pomocy nastąpiła pewna poprawa, nadal jednak po dłuższym lub bardziej intensywnym treningu odczuwałem ból. Dystans „Pół Dzika”, czyli około 27 kilometrów w ramach festiwalu Ultra-Way miał być wyzwaniem samym w sobie. Moim celem było pobiec na miarę możliwości, które na ten moment prezentowały się skromnie.

Dodatkowo krótko przed imprezą pogoda postanowiła wszystkim spłatać figla zmieniając spore ilości leśnego śniegu w strumienie błota. Zapowiadała się zatem przednia zabawa 😛

Uzbrojony w soft flask z wodą, elektrolity w bukłaku i 4 żele ruszyłem w ramach rozgrzewki na start, który zlokalizowano na gdyńskim stadionie rugby. Prowiantu miałem więcej, niż podczas letniej edycji na podobnym dystansie, ale zapowiadał się też dłuższy bieg.

Szlakiem połowy dzika

Ruszyliśmy ze stadionu rugby o wiele szybciej, niż podczas letniej edycji. Zanim dotarłem do granicy lasu, już najszybsi 2-3 zawodnicy zostawili całą resztę w tyle i już ich widziałem do samej dekoracji. Utrzymywałem tempo w granicach 5:00 min/km na podbiegach i starałem się go nie forsować. Łatwo było zauważyć, że poprzeczka tym razem jest o wiele wyżej zawieszona, a moja obecna dyspozycja pozostawia wiele do życzenia.

Zajmowałem 10-12 miejsce, ale na pierwszych leśnych podbiegach i zbiegach rozpoczęła się walka o pozycje. Przekroczyliśmy ulicę Kielecką i w chwilę później Witomińską, by natknąć się na pierwsze efekty wycinki lasu pod nową drogę. Wszechobecne gałęzie na trasie, ścieżki rozjeżdżone ciężkim sprzętem i ogromne błoto byłyby wystarczające, by w trakcie treningu stąd zawrócić lub wybrać inną drogę. Nas trasa biegu wiodła jednak w sam środek tej wątpliwej zabawy.

Początkowe kilometry wokół Witomina przyniosły, ponownie z resztą, pierwsze pomyłki na trasie. Kilkukrotnie byłem świadkiem biegaczy przegapiających skrzyżowanie ścieżek lub sam doświadczyłem niepewności spowodowanej słabym oznakowaniem. Dobrze, że biegam tutaj kilka razy w tygodniu i mniej więcej pamiętałem którędy organizator wytyczył trasę imprezy. Dotarliśmy do żółtego szlaku trójmiejskiego, który miał nam towarzyszyć przez dłuższy fragment zmagań.

Fot. Michał Sadowski

Taktyczne spowolnienie

Po pokonaniu 5 km w tych warunkach już wiedziałem, że kondycyjnie nie dam rady utrzymać obecnego tempa przez 27 km i muszę zwolnić. Poza tym zaczynałem już odczuwać dyskomfort w plecach, a ból był tylko kwestią czasu. Gdy trochę odpuściłem, 3-4 osobowa grupka, z którą biegłem równo zostawiła mnie w tyle. Uspokoiłem tętno i mogłem tylko liczyć na to, że plecy nie dadzą o sobie mocniej znać, a ja bez większych trudności ukończę rywalizację.

Śliskie i grząskie ścieżki jednak nie ułatwiały tego. Szczególnie ich fragment tuż przed przepustem pod ulicą Chwarznieńską obfitował w spektakularne błoto. Trasa nawet wiodła samym środkiem sporego bajorka powstałego przez roztopy. W międzyczasie wciągnąłem pierwszy żel, by z wyprzedzeniem uzupełnić spalone kalorie.

Dalsza trasa prowadziła najpierw długim zbiegiem do przepustu pod obwodnicą, potem w Chwarznie wybiegliśmy na chwilę ku cywilizacji, by po chwili znów przekroczyć granicę lasu. W tej okolicy błota było nieco mniej, i starałem się trzymać tu w miarę możliwości stabilne tempo. Musiałem zwalniać jedynie w miejscach, gdzie ścieżka była mocno oblodzona.

Fot. Patryk Niewiadomski - https://www.facebook.com/pknfoto

U mnie natomiast powrócił ból pleców, który przy umiarkowanej intensywności towarzyszył mi prawie do końca. Niewiele było też okazji wyprzedzania, może za wyjątkiem biegaczy, którzy wywrócili się na zbiegach w tej części lasu. Na szczęście jednak nikomu chyba nic poważnego się nie stało.

Do samego Zwierzyńca, gdzie rozlokowano punkt odżywczy, czekało nas nieco więcej zbiegów. Na szczególnie ostrym zejściu, przeskakując od drzewa do drzewa, straciłem przyczepność i przysiadłem. Obyło się jednak bez poważniejszej wywrotki. Punkt odżywczy rozlokowano w niewielkiej odległości od trasy i postanowiłem nie tracić na niego czasu. Miałem jeszcze dość wody w bidonie i zapas izotonika w bukłaku, z którego regularnie popijałem.

Druga połowa połówki dzika

Za Demptowem wypadał półmetek trasy, a ścieżka wiodła w kierunku Chyloni i okolicznego cmentarza. Na trasie pojawili się truchtający lub maszerujący zawodnicy z dłuższych dystansów, przez co niemożliwe stało się już śledzenie mojej obecnej lokaty. Mogłem być wtedy na ~15. miejscu, które nie dałoby mi i tak nic poza ewentualną satysfakcją z ukończenia tak trudnego biegu.

Podbiegłem jeszcze do kładki nad obwodnicą, by znowu wrócić w bardziej znane rejony. Zaraz potem na zbiegu w kierunku głównej leśnej drogi między Witominem i Demptowem, ostro dały o sobie znać plecy. Każdy krok powodował ukłucie bólu, musiałem więc przejść do marszu w dół zbocza.

Na fragmencie prowadzącym błotnistą drogą wzdłuż rur sieci ciepłowniczej mogłem ponownie truchtać, ale biegło mi się coraz ciężej. Powoli pokonałem kolejną ścieżkę pod górę i wyprzedzając zawodników z dłuższych dystansów. Mnie natomiast dogonili dwaj rywale, z którymi biegłem nieco wcześniej, ale w międzyczasie zgubili drogę.

Po 20. kilometrach trasa skręciła z leśnych dróg ponownie na szlak żółty. Na tym fragmencie sam miałem niemałą zagadkę, którą ścieżką powinienem biec. Warto było trzymać się szlaku, a nie pleców innych zawodników. Ponownie wbiegliśmy na te same ścieżki, które pokonaliśmy niemal 2 godziny wcześniej. Błotne drogi jednak cierpliwie czekały, by odprowadzić nas jeszcze przez kilka kolejnych kilometrów nim trasa odbiła na mniej rozjechane ścieżki.

Fot. Łukasz Zwoliński

Za przepustem pod Chwarznieńską zbiegliśmy z żółtego szlaku w kierunku Krykulca. Wciągnąłęm ostatni żel i ruszyłem serią podbiegów i zbiegów. Z ulgą stwierdziłem, że zostało niecałe 5 kilometrów, które powinienem dotruchtać spokojnym tempem, bo ból pleców nawet przestał mi dokuczać. Niestety, zamiast tego pojawiły się skurcze, co było już gwoździem do trumny.

Dzika końcówka

Końcówka trasy prowadziła po ścieżkach, gdzie rzadko lub nigdy się nie zapuszczałem, po największych stromiznach w okolicy. Dodatkowo momentami z nich zbaczała i wiodła w dużej części między nimi w chaszcze, w które nawet dziki boją się wchodzić 🐗

Na jednym z podejść skurcz był tak silny, że musiałem przystanąć i rozciągnąć łydkę, dopóki nie puścił. Sporo osób mnie przez to wyprzedziło w samej końcówce, w tym grupka, gdzie znalazła się triumfatorka mojego dystansu. Ona ukończyła ostatecznie zmagania na 15. pozycji open, więc orientacyjnie do tego momentu taką lub niewiele niższą lokatę mogłem zajmować.

Widziałem też innych biegaczy, którzy cierpieli w podobny do mnie sposób na skurcze. Inni nie wytrzymali kondycyjnie i maszerowali również po płaskim. Ja sam odliczałem już tylko kilometry do Ciapkowa, a potem do stadionu rugby.

Fot. Łukasz Zieliński

W końcówce na zbiegach i po płaskim już nie mogłem przyspieszyć, bo łapały mnie skurcze. Ogólnie ostatnie 5 kilometrów zajęło mi aż 40 minut i spadłem o 10-12 miejsc. To była droga przez mękę. Na dobitkę dogoniła mnie tuż przed stadionem trzecia kobieta w open, a ja zameldowałem się na mecie sekundę po niej.

Bieg ukończyłem z czasem 2:50:05 zajmując tym samym 27. miejsce open i 7. w M30 🐗

Na mecie odebrałem medal i doczłapałem do namiotu, gdzie wydawano posiłek regeneracyjny. To nie był mój dzień, a do tego sam bieg należał do jednych z najtrudniejszych, jakie udało mi się ukończyć. Prawie kilometr przewyższeń to zdecydowanie więcej, niż w letniej edycji Ultra-Waya na zbliżonym dystansie. Nigdy też nie biegałem po takiej ilości błota i zbitego lodu. No i łydki do wymiany 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *