[#78][#79] Nocna Recordowa Piątka / Recordowa Dziesiątka

10. Nocna Recordowa Piątka
Data: 16.03.2024
Miejsce: Poznań
Dystans: 5 km

20. Recordowa Dziesiątka
Data: 17.03.2024
Miejsce: Poznań
Dystans: 10 km

W Recordowej Dziesiątce brałem udział przed rokiem, gdy przy świetnych warunkach udało mi się wykręcić 35:40 bijąc zarazem PB na 10 km. Dotąd nie powtórzyłem równie dobrego wyniku na tym dystansie, a bardzo liczyłem na urwanie jeszcze kolejnych kilku sekund. Co prawda próbować mogłem też w Trójmieście, ale najlepiej nadawała się do tego trasa w Poznaniu i na tym starcie skupiłem swoje wysiłki treningowe.

Moja dyspozycja w ostatnim czasie była całkiem obiecująca, dająca spore nadzieje na pobicie PB. Starałem się wyciągnąć jakieś wnioski z Biegu Urodzinowego w Gdyni, gdzie tak naprawdę tylko połowę dystansu udało się pobiec na miarę oczekiwań. Podczas późniejszych treningów skupiłem się na poprawie wytrzymałości na tempie potencjalnie dającym mi rekord na 10 km. W międzyczasie nie zapomniałem o siłowych ćwiczeniach uzupełniających i odpowiedniej regeneracji.

Tydzień przed Poznaniem wydawało mi się, że wszystko idzie zgodnie z planem, a kilometrówki na docelowym tempie napawały umiarkowanym optymizmem. Szybkości wykręcałem niezłe i chociaż po 6-8 powtórzeniach nie czułem zbytniego zapasu sił, to zakładałem, że w pełni zregenerowany będę w stanie wykrzesać z siebie więcej. Byłem dobrej myśli, przez co do Poznania jechałem już nie po wyrównanie rekordu, ale na jego pobicie.

Lekka Nocna Recordowa Piątka

Po zakwaterowaniu i odebraniu pakietów czekał nas jeszcze spokojny bieg na 5 km w ramach Recordowej Piątki. Zimny wiatr i lekki deszcz nie wyglądały zachęcająco, ale ostatecznie impreza przyciągnęła niemal 750 chętnych.

Bieg zorganizowany został w luźnej atmosferze, a wielu uczestników poprzebierało się za zwierzęta. Nie zostały wyznaczone strefy startowe, więc ustawiłem się gdzieś w połowie tłumu czekającego na rozpoczęcie imprezy.

Ruszyłem dość spokojnym tempem i stopniowo przyspieszałem wyprzedzając poprzebieranych uczestników imprezy. Miało być to tylko przetarcie, ale chciałem dać też organizmowi krótki bodziec przed niedzielną dyszką.

Przez większość trasy poprowadzonej wokół Jeziora Maltańskiego najbliżej mi było do prędkości maratońskich, nie biegłem więc na totalnym luzie. Utrzymywałem tempo w granicach 4:10 i dopiero w końcówce wskoczyłem na prędkości startowe. Nadal biegło mi się bardzo swobodnie.

Uzyskany czas 20:13 dał mi 83. miejsce open

Co prawda to był tylko rozruch na ułamku moich możliwości. Niemniej, dyspozycja na dzień przed docelowym startem utwierdziła mnie tylko, że trzeba walczyć w niedzielę o dobry wynik. To nie może się nie udać.

Nazajutrz czułem się całkowicie zregenerowany i wypoczęty. Tego dnia wiało jeszcze straszniej, ale nie zapowiadało się na deszcz w trakcie biegu. Odczuwalnie spadła też temperatura. Po kawie, lekkim śniadaniu i wstępnym rozciąganiu ruszyliśmy do depozytu, by zostawić tam kurtki, które przydadzą się po biegu.

Lekko spóźniony z rozgrzewką dobiegłem do swojej strefy startowej na kilka minut przed rozpoczęciem. Po kilku rytmach i krótkim rozciąganiu ustawiłem się pośród pozostałych ~3200 zawodników i po chwili ruszyliśmy trasą wzdłuż jeziora.

(Nie) Recordowa Dziesiątka

Pierwsze problemy pojawiły się zaraz za bramą startową. Jacyś wolniejsi biegacze wcisnęli się tuż za elitą blokując kilkuset szybszych zawodników. Do tego rzesze kibiców stały na trasie i trzeba było w zasadzie biec cały początek slalomem 🙃

Przez pierwsze kilkaset metrów miałem nieco rwane tempo i nie mogłem wskoczyć na właściwe prędkości. Zacząłem nawet za mocno, po kilkuset metrach dopiero zwolniłem i ostatecznie utrzymałem docelowe tempo w granicach 3:30 min/km. Powinienem rozpocząć spokojniej, zwłaszcza na początku biegnąc pod wiatr, ale czułem się bardzo dobrze i miałem w nogach jeszcze nieco luzu.

Na wysokości zachodniego skraju Jeziora Maltańskiego zakręcaliśmy w lewo w Jana Pawła II. Kawałek dalej, po dwóch kilometrach czekał nas nawrót trasy, po trzech kilometrach przekraczaliśmy Most Świętego Rocha. Czas mijał szybko, a póki co biegło mi się dobrze – utrzymywałem całkiem równe tempo, jedynie wiatr mógł mi nieco przeszkadzać i męczyć. Pocieszałem się tym, że w końcówce powinien lekko pomóc.

Na fragmencie trasy po drugiej stronie Warty tempo lekko spadło, ale wydawało mi się to spokojnie do nadrobienia. Sugerowałem się wskazaniem z zegarka, zgodnie z którym tylko nieznacznie odbiegałem od założonego planu. Zakładałem, że pierwsze 5 km pokonam co najwyżej w 17:45, tymczasem po tym czasie dopiero docierałem do mat zliczających międzyczasy na piątym kilometrze. Co jest? 🤯

Nie tak miało być…

Dobiegając do półmetka z lekkim zdziwieniem odkryłem, że GPS mnie oszukał. W tym momencie mylił się już o niemal 100 metrów, a do zakładanego wyniku tracę ponad 20 sekund. Biorę zawsze poprawkę na to, że pomiar może być lekko niedokładny przez okoliczne budynki, ale tym razem za bardzo się ten błąd skumulował na niewielkim odcinku.

Na domiar złego obecne międzyczasy miałem gorsze, niż przed rokiem. Próbuję przycisnąć delikatnie na 6-7 kilometrze, by odrobić straty, jednak nie na wiele się to zdaje. Co gorsza, przez dodatkową walkę czuję, że baterie mi się zbyt szybko rozładowują i jeśli tak dalej pójdzie, to odpadnę w samej końcówce rywalizacji. Nie pomoże tu nawet doping kibiców rozstawionych wzdłuż trasy.

Jest już po biegu – za bardzo wymęczył mnie początek, żeby teraz mocniej przyspieszyć. Nie ma już z czego, a dalsza walka z wiatrem tylko uszczupla moje siły. Zawodnicy nie biegną w grupce, w której dałoby się schować, by przeczekać ten fragment.

Docieram po ostatnim nawrocie do Jeziora Maltańskiego, końcowe 2.5 km powinno być z wiatrem. Pozwala mi to jednak na rozpędzenie się jedynie do 3:30 min/km, nie ma mowy o mocniejszym nadrabianiu czasu, do tego nie dowiozę nawet rezultatu bliskiego obecnemu rekordowi.

Na metę docieram w 36:06 z 257. miejscem open.
Fot. Tomasz Szwajkowski

Odbieram medal i dosłownie padam z nóg, bo dałem z siebie ile mogłem. Ale wynikiem jestem rozczarowany. Nie chodzi nawet o miejsce, w tym biegu nie będę chyba nigdy w pierwszej setce, ale o oczekiwania względem tej edycji.

Gdybym gdzieś rok temu albo miesiąc temu na starcie w Gdyni wykręcił 36 minut, to byłbym więcej niż zadowolony. Jeśli za miesiąc na treningu pobiegnę z takim rezultatem, to też będę usatysfakcjonowany. Ale na tym starcie oczekiwania były inne, dużo bardziej ambitne. Wyrównanie czasu 35:40 miało być totalnym minimum, którym bym się zadowolił po przygotowaniach, które mam za sobą. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, a ja biegnąc od razu po rekord zaryzykowałem chyba za bardzo. Po biegu byłem mocno wymęczony, ale nie doskwierały mi żadne problemy mięśniowe, czy naciągnięcia.

Czułem się po prostu jak po mocniejszym treningu, więc zapewne było mnie stać na więcej.

Dzisiaj sporo poszło nie po mojej myśli, a nawet trudno mi jednoznacznie wskazać przyczyny. Porażki to też część sportu, ważne, by wyciągnąć z nich jakąś lekcję. Nie jest to mój pierwszy nieudany start, mam podejrzenia, co tym razem nie zagrało. Gdybam, co mógłbym poprawić, zrobić inaczej czy to na trasie, czy w trakcie przygotowań. Postaram się wyciągnąć wnioski, póki co wracam do pracy przed kolejnym startem. Szkoda tylko tego Poznania. Tym bardziej, że dostosowując treningi i kalendarz pod ten konkretny start zrezygnowałem z innych imprez, a o pobicie swojego wyniku na Wings for Life będzie teraz ciężko.

Ale nie tylko rekordami biegacz żyje – inni swoje PB łamią dopiero po kilku latach równego biegania na danym poziomie. U mnie dotąd poprawa szła dość szybko, zdecydował może któryś detal. Ale nie ma się co łamać, forma też nie znika z dnia na dzień i mam nadzieję wycisnąć z niej ile się da przy kolejnym starcie. Jak zawsze z resztą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *