61. Bieg Westerplatte

Data: 17.09.2023
Miejsce: Gdańsk
Dystans: 10 km

Ostatnie tygodnie przygotowań do Biegu Westerplatte miały na celu przybliżenie mnie do ubiegłorocznego poziomu wytrenowania do startów na 10 km. Nie liczę jeszcze na pobicie marcowego rekordu życiowego z Poznania. Nie znajduję się w tak dobrej formie, jak kilka miesięcy temu, a dodatkowo trasa w Gdańsku jest bardziej wymagająca. Mimo to zależało mi chociaż na porównywalnym rezultacie, jak podczas ostatniej edycji tego biegu. Czas 0:36:20 wydawał się pozostawać nadal w moim zasięgu, a wyrównanie go byłoby dobrym prognostykiem przed najbliższymi startami.

Plany pokrzyżować mogła mi przede wszystkim wyjątkowo letnia aura. Przez nią liczyć się trzeba było z dużo wyższymi temperaturami niż przed rokiem. Ryzyko przegrzania było zatem o wiele większe, niż podczas wszystkich moich startów na 10 km z ostatniego roku.

Organizacja

Organizacyjnie cała impreza wyglądała bardzo podobnie, jak przed rokiem. Ta sama trasa, miasteczko zawodów, depozyty w autobusach, itd. Nawet skromny pakiet startowy się nie zmienił, mimo większego zainteresowania, niż podczas ubiegłorocznej, jubileuszowej edycji. Tegoroczny start przyciągnął niemal 2700 osób.

W dniu biegu stawiliśmy się przed Europejskim Centrum Solidarności ze sporym wyprzedzeniem, by spotkać się jeszcze z innymi biegaczami z mojej firmy. W końcu załadowaliśmy się do jednego z podstawionych autobusów i ruszyliśmy na Westerplatte.

Na miejscu niespiesznie wykonaliśmy wspólną rozgrzewkę, w końcu oddaliśmy rzeczy do autobusów-depozytów i rozeszliśmy się do swoich stref startowych. Po odsłuchaniu hymnu ustawiłem się z przodu żółtej strefy startowej wspólnie ze Sławkiem, by o godzinie 10:10 ruszyć po raz kolejny w znaną już trasę wiodącą w kierunku ECSu.

Przebieg

Start biegu potoczył się gładko, było miejsce by się rozpędzić i wypracować dobrą pozycję. Niestety od samego początku palące słońce dawało o sobie już mocno znać, co przełożyło się na szybkie przegrzanie. Od początku przyjąłem, że utrzymam tempo 3:40 ile będę w stanie, ale już po pierwszych kilometrach zwątpiłem w pierwotny plan.

Początkowo biegłem dość równo, międzyczasy miałem bardzo porównywalne do tych sprzed roku. Niestety od ~3.5 km słońce dawało się już za mocno we znaki i musiałem nieco przystopować. Tempo ~3:45 nadal nie wyglądało najgorzej, jednak czas 18:24 na półmetku nie napawał już optymizmem. W najlepszym wypadku mogłem co najwyżej dowieźć rezultat w granicach 37 minut i odtąd tego się trzymałem.

Fot. AK-ska Photo

Po kilku krótkich podbiegach i wyminięciu jakichś zbłąkanych tirów na poboczu dotarliśmy do punktu nawadniania, gdzie złapałem zbawienny łyk wody. Praktycznie przez większość czasu biegłem sam, sporadycznie wyprzedzałem zawodników, którzy opadli już z sił lub odpuścili sobie ściganie i kontynuowali rywalizację w trybie “treningowym”. Nie byłem zatem osamotniony w swoich zmaganiach z wysoką temperaturą. Nadal starałem się jednak robić co w mojej mocy, by ten start nie poszedł na marne, a stanowił jakiś punkt odniesienia do kolejnej dyszki czekającej na mnie 11 listopada.

W końcu dotarliśmy na Most Siennicki, a następnie na znany już, nierówny bruk Angielskiej Grobli. Na Ołowiance do pokonania była jeszcze tylko kładka i schody, których z nieznanego powodu nie zabezpieczono jakąś rampą. Na ostatnich kilometrach udawało mi się utrzymać równe tempo, czego zasługą z pewnością był wzmagający się doping coraz liczniejszych grupek kibiców przy trasie. Z daleka było też słychać spikera witającego pierwszych zawodników na finiszu, a kilometr przed metą robotę zrobiła również dopingująca ekipa Adidas Runners. Liczna grupa intensywnie motywowała biegaczy do sięgnięcia po ostatnie pokłady sił i przyciśnięcie w końcówce.

Ja również niesiony dopingiem zacząłem coraz bardziej przyspieszać, aż na 400m przed metą odpaliłem najwyższy bieg. Przyspieszając w końcówce dogoniłem jednego z rywali, by po krótkim sprincie zameldować się na mecie.

Fot. Gdański Ośrodek Sportu
Wynik 0:37:05 dał mi 35. miejsce open i 10. w M30

Odebrałem medal, a wkrótce potem po mnie na metę wbiegli Sławek i Mateusz z mojej firmy. Im również wysoka temperatura i słońce przeszkodziły w uzyskaniu lepszych rezultatów. Każdy miał jednak w głowie własne przygotowania do innych biegów, a start w Biegu Westerplatte nie był kluczowy.

Ja natomiast skorzystałem z okazji, by się sprawdzić po letniej przerwie i dodatkowo spotkać sporo znajomych na trasie i przed startem. O ile przed rokiem nogi niosły mnie same, tak tym razem uzyskanie zbliżonego wyniku stanowiło nie lada wyzwanie. Z jednej strony jestem zadowolony, że w niesprzyjających warunkach udało mi się pobiec w okolicach 37 minut. Z drugiej jednak trochę szkoda, że na najważniejszy start tej jesieni trafiliśmy w letnią pogodę. Oby 11 listopada słońce już tak nie przypiekało 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *