[#74] 10. Półmaraton Gdańsk

Data: 24.09.2023
Miejsce: Gdańsk
Dystans: półmaraton

Półmaraton Gdańsk zaplanowano ledwie tydzień po starcie na Westerplatte, jednak nie spodziewałem się, by miało mi to jakoś specjalnie przeszkadzać. Tydzień zwykle wystarczył mi na regenerację do pełni sił i ponowny start na miarę możliwości. Musiałem jednak z wyprzedzeniem wpleść do harmonogramu treningów więcej dłuższych wybiegań, by zakończyć półmaraton z jakimś przyzwoitym wynikiem.

Rok temu przygotowywałem się przede wszystkim pod półmaraton z nadzieją na poprawienie życiówki na tym dystansie, co zakończyło się gromkim sukcesem. Przy okazji w ramach przygotowań również podczas startu na Westerplatte pobiłem PB na 10 km, miałem wtedy nawet zapas mocy. W tym roku priorytety były odwrotne – skupić się bardziej na pracy nad szybkością, a do półmaratonu podejść “z marszu”. Dlatego 24. września nie liczyłem na kolejny rekord, byłbym zadowolony z wyniku porównywalnego do ubiegłorocznej edycji.

Organizacja

Pogoda do biegania zapowiadała się całkiem przyjemna, miało być nieco chłodniej niż podczas Biegu Westerplatte. Przeszkadzać mógł jedynie wiatr, który chyba zawsze towarzyszy tej imprezie. Nie zniechęciło to jednak ponad 2700 zawodników do wzięcia udziału w jubileuszowej, 10. edycji biegu, który po raz pierwszy uwzględniony został w klasyfikacji Korony Polskich Półmaratonów. Poza tym jednak fajerwerków zabrakło, choć po cichu wiele osób liczyło na coś ekstra z tej okazji.

Po skromny pakiet startowy pojechałem dzień wcześniej rowerem na Polsat Plus Arenę, gdzie zlokalizowano miasteczko zawodów, bardzo podobne do tego przed rokiem. W stadionowej auli, gdzie wydawano pakiety, umieszczono też pawilony sponsorów. Zarezerwowano również trochę miejsca dla masażystów, którzy po biegu mieli nieść ulgę zawodnikom utrudzonym zmaganiami na trasie. Ja tymczasem szybko odebrałem pakiet i spokojnie wróciłem do domu.

W dniu biegu stawiłem się na starcie ze sporym wyprzedzeniem, a rozgrzewając się miałem czas pogawędzić z kilkoma znajomymi, których spotkałem na miejscu. W końcu zostawiłem swoje rzeczy w depozycie zlokalizowanym w pawilonie przed stadionem i udałem się jednym z wejść na murawę, gdzie znajdowała się brama startowa.

Tuż przed końcowym odliczaniem wraz z Mateuszem ode mnie z firmy ustawiłem się w czole grupy zawodników chcących pobić czas 1h20m, by lada moment ruszyć w ciepły poranek ulicami Gdańska.

Niezły początek

Ruszyliśmy zgodnie z planem wybiegając ze stadionu i terenów przylegających w stronę Węzła Kliniczna. Od początku śledziłem uważnie tempo, by nie ruszyć zbyt mocno, ale też utrzymać od początku średnio ~3:45 min/km, co dawało mi rezultat podobny do tego przed rokiem. Ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu, pacemaker wraz z większością grupki łamiącej 1h20m został dość mocno w tyle. Ja natomiast cały początkowy fragment do Błędnika spędziłem w małej grupce, gdzie z 2-3 innymi zawodnikami trzymaliśmy równe tempo.

Fot. AK-ska Photo

5. kilometr przekraczałem z czasem w granicach ~18:45, idealnie zgodnie z założeniami. Inna sprawa, że kosztowało mnie to zdecydowanie więcej, niż się spodziewałem. Postanowiłem też lekko zwolnić i nie walczyć za wszelką cenę z wiatrem na Grunwaldzkiej, co stanowiło pewne wyzwanie, bo większość czasu biegłem sam. Wiatr w twarz naturalnie nie pomagał, ale przynajmniej nie był taki morderczy, jak przed rokiem.

W międzyczasie grupka prowadzona przez zająca na 1h20m przyspieszyła doganiając mnie gdzieś na półmetku biegu. Wydawałoby się, że czas w połowie dystansu był nadal niezły, ~40:20 stanowił całkiem dobry prognostyk na ostateczny wynik. Zostałem z grupką jeszcze na kolejne 3 kilometry, w międzyczasie wciągnąłem żel i zamieniłem ze dwa słowa z Mateuszem, który trzymał się jej od początku.

Kryzys w końcówce

Biegłem spokojnie dłuższy czas, by w którymś momencie zorientować się, że przestałem nadążać za resztą. Zostałem w tyle grupki, a ta stopniowo zaczęła mi odjeżdżać. Różnice nie były duże, tempo spadło ledwie zauważalnie, ale przed oczami migała mi już powoli kontrolka o braku paliwa.

Na zakręcie w ulicę Pomorską miałem ~51:10, czyli jedynie 10 sekund straty do ubiegłorocznego czasu w tym miejscu. Z tą różnicą, że wtedy jednak przyspieszałem, a tym razem walczyłem o utrzymanie tempa. Na Pomorskiej starałem się jeszcze dogonić resztę grupy, jednak po kolejnym kilometrze odjechała mi już na dobre. Braki w przygotowaniu wytrzymałościowym dały o sobie w końcu znać.

Dobiegłem do ulicy Chłopskiej, tempo spadło do ~3:55, a strata rosła. Na domiar złego dopadło mnie zwątpienie, czy w ogóle jestem w stanie cokolwiek jeszcze wycisnąć z tego startu, jednak nie poddawałem się. Na punkcie odżywczym za Galerią Przymorze złapałem łyka izotonika i zabawną fotkę na pocieszenie 😉

Fot. https://polmaratongdansk.pl/

Dalej spotkałem dwóch znajomych biegaczy, którzy mieli tego dnia nawet większego pecha niż ja i zmagali się z kolką w końcówce. Wsparłem kolegów jak mogłem i pobiegłem dalej, a ostatnie kilometry wlekły się niemiłosiernie. Dobiegaliśmy do wiaduktu nad ulicą Uczniowską, który wielu biegaczy przeklina za każdym razem biegnąc na tej trasie.

Mi jednak udało się znowu złapać wiatr w żagle i w trakcie podbiegu wycisnąć resztki z wątłej już rezerwy. Na ostatnim zbiegu znowu przyspieszyłem, a mocniejsze tempo utrzymałem do terenu stadionu wyprzedzając po drodze jeszcze jednego kolegę.

Fot. AK-ska Photo
Bieg ukończyłem z czasem 1:21:14, co dało mi 27. miejsce Open i 5. w kategorii wiekowej M30

Na mecie wciągnąłem zupę, wodę i skorzystałem z masażu. Z niewielkimi problemami udało się odebrać rzeczy z depozytu

Jest pewien niedosyt, czy nawet lekkie rozczarowanie po tym starcie, ale stanowi to też lekcję na przyszłość. Ewidentnie zabrakło pary na końcówkę, a przygotowanie pod 10 km z kilkoma dłuższymi wybieganiami nie sprawdziło się. Liczyłem się z czasem nieco gorszym od ubiegłorocznej życiówki, ale 2 minuty to stanowczo za dużo. Jest nad czym pracować 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *